wtorek, 8 kwietnia 2014

MY DREAM

(ph. by myself / KARINA shop)

Nadeszła wiosna a wraz z nią obudziły się z zimowego snu moje dawne marzenia i pragnienia. Jednym z nich są konie, już jako mała dziewczynka chciałam mieć coś z nimi wspólnego. Często chodziłam do stadniny, czyściłam je oraz męczyłam stajennych aby dali mi choć przez chwilę na którymś pojeździć. Pasję do tych pięknych zwierząt zasiał we mnie mój dziadek, który swojego czasu miał ich kilka, wykorzystywane były niegdyś jako siła pociągowa. Bardzo lubiłam przesiadywać z kubkiem herbaty i rozmawiać z dziadkiem na tematy jeździeckie.

Aby się dobrze przygotować do pierwszych lekcji przejrzałam wszystkie możliwe sklepy internetowe oferujące sprzęt jeździecki. Natrafiłam na jeden wyjątkowy, który nazywa się KARINA. Gorąco polecam właśnie ten sklep nie tylko ze względu na obfity asortyment zarówno dla jeźdźca (początkującego i zaawansowanego) jak i konia ale także ze względu na osoby pracujące tam. Są to osoby niesamowicie miłe, które przede wszystkim znają się na koniach, same jeżdżą a także z wielką chęcią odpowiadają na każde nawet prozaiczne pytanie.

Na początek najważniejszą rzeczą jest kask, nie patrzyłam zbytnio na cenę ponieważ ma on chronić moja głowę podczas ewentualnego upadku z wierzchowca więc nie może a przynajmniej nie powinien być słabej jakości. Buty zakupiłam sztyblety wygodne, skórzane, polskiej produkcji, mogłabym w nich chodzić na co dzień. Dobrałam do nich czapsy, które osłaniają łydki przed obtarciami. Bryczesy tzn. specjalne spodnie z lejem, pozbawione szwów po wewnętrznej stronie nóg które także mogłyby mnie niestety obetrzeć. Wtedy niestety jazda konna nie byłaby przyjemnością a jedynie bolesną udręką. Rękawiczki nie są konieczne choć mogą być przydatne podczas dłuższej jazdy, dodają także troszkę szyku. 

Wyposażona we wszystko co na początek jest mi potrzebne pojechałam na pierwszą lekcje. Aby dbać o swoją kondycje fizyczną, wbrew sobie nie pojechałam samochodem a rowerem do stadniny. To był mój pierwszy raz jakiejkolwiek aktywności po tak długiej przerwie jaką była zima i muszę przyznać, że nie było tak pięknie jak się tego spodziewałam. Z lekką zadyszką dotarłam na miejsce, instruktor już na mnie czekał, koń na którym jeździłam nazywał się Lovet, spokojny, powolny, trzydziestoletni. Całkiem fajny, gdyby nie wiek. Na kolejnej już lekcji jeździłam na Verice, szybsza, energiczniejsza, młodsza. 

W tym tygodniu odbędę kolejną lekcje, liczę dni, godziny, minuty, sekundy. Zamiast się uczyć na studia, cały czas myślę tylko o tym kiedy wreszcie będę mogła pojeździć. Na bieżąco będę się starać wstawiać zdjęcia na mojego INSTAGRAMA, na którego was zapraszam, postanowiłam także popracować nad regularnością publikowania nowych wpisów na bloga. Ciągle zasłaniam się tym, że nie mam czasu lub pogoda jest nieodpowiednia aby zrobić kilka zdjęć. Teraz mamy wiosnę, biorę się więc w garść i pracuję nad sobą. Tym optymistycznym akcentem żegnam się z wami, biegnę na uczelnie, biegnę gdyż jak zwykle jestem spóźniona. Miłego dnia :) 

2 komentarze: